Kotlet schabowy... Ziemniaki i zasmażana kapusta. W ramach protestu przeciwko tradycyjnej i równie tradycyjnie kalorycznej polskiej kuchni odkryłam, nie wiem już gdzie, fenomenalny przepis na schabowego.

Na dobry początek należy go porządnie stłuc. Niestłuczony, bezczelnie odmawia mięknięcia. Następnie solę, pieprzę i opiekam lekko na patelni, byle tylko się ściął - na biało.















Przygotowuję naczynie żaroodporne i wykładam je folią. Dowiedziałam się ostatnio, że należy tak piec, by strona matowa folii była na zewnątrz, przyspiesza to pieczenie. Przekładam kotlety na folię. Polewam pozostałym olejem ze smażenia. Przyprawiam słodką papryką i szczelnie zawijam.
  Wrzucam do piekarnika, nagrzanego do około 180-200 stopni i zapominam na jakieś 1,5-2 godzin.Czas oczekiwania dość długi, ale efekt zwala z nóg.
W ramach zapychania zamrażarki wszystkim tym, co musi być pod ręką. Warzywa do bulionu. Bez pogwałcenia przepisu należałoby użyć warzyw świeżych. Mało kiedy chce mi się biec do warzywniaka po dwie marchewki, pietruszkę, kawałek selera itd. A warzywa trzymane w lodówce prędzej czy później po prostu oklapną. Ich zamrażanie też powinno odbywać się z namaszczeniem- czyli blanszowaniem, ale z lenistwa wrzuciłam kiedyś w czeluście zamrażarki porcje na rosół i nie zauważam znaczącej różnicy w smaku.

Oduczyłam się też stosowania kostek rosołowych, czy innego Kucharka/Vegety.Powróciłam do tradycyjnej grubo-mielonej soli. Wszystko za sprawą mojego nowego młynka, który powoduje, że mam ochotę wszystko solić. Zakochałam się w tym dźwięku. I tak odkryłam, że gdy tylko dam łyżkę soli do całego gara wywaru, smakuje jak u babci.